Rozdziały

Rozdział VI

Uwaga niebezpieczeństwo

 Nie patrz w przeszłość, tam już byłeś i wszystko widziałeś. Idź naprzód, tam będzie ciekawiej.
-Już dobrze Tara-Jack przytulił mnie mocno-nie musisz się już bać.
-Nie panuję nad tym Jack. Co jeśli zrobię komuś krzywdę?
-Nie zrobisz.
-Nie wiesz tego-przez chwilę nic nie mówiliśmy. Tak dobrze czułam się w objęciach Jacka. Chciałam aby ta chwila trwała wieczne. Niestety, po chwili Jack wstał.
-Musisz  wrócić do siedziby Northa.
-Nie obraź się Jack, ale on mi nie pomorze. Może zawieź mnie po prostu do Burgess?
-Może polecimy od razu pod twój dom?
-Pod dom?
-No chyba gdzieś mieszkasz?
-No jasne że tak-no jasne że tak ale nie chcę tam wracać.
-W takim razie?-Jack wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam ją, a Jack przerzucił mnie przez ramię.
-Uważaj!
-Spokojnie, mam już wprawę-byłam pewna że Jack zaraz poleci, ale on tylko wyciągnął ze swojej kieszeni jakąś kulę-Kierunek, Burgess-i podrzucił ją delikatnie. Kula zmieniła się w coś przypominającego portal-trzymaj się.
-Czekaj, co?-Jack wskoczył do portalu, a ja razem z nim. Przez chwilę kręciliśmy się w kółko aż  wylądowaliśmy w centrum Burgess. Było już ciemno bardzo ciemno, a na ulicach nie było żywej duszy.
-To gdzie teraz?-chyba musiałam powiedzieć Jackowi prawdę. Odetchnęłam i zaczęłam:
-Posłuchaj Jack. Już jakoś od pół roku podróżuję po świecie.
-Dlaczego?
-Po pierwszym wypadku z moją mocą,  który zdarzył się w lipcu, nie chciałam wracać do dziadków.
-Czekaj, do dziadków? Czemu nie do rodziców?
-Mieszkam z dziadkami bo-zawahałam się-moi rodzice zginęli  gdy miałam osiem lat, zaraz po moich urodzinach, w wypadku samochodowym. Zepsuły się im hamulce. Tylko ja to przeżyłam.
-Byłaś tam?
-Tak, widziałam jak umierają. Pamiętam ostatnie słowa mamy. Powiedziała że wszystko będzie dobrze, żebym się nie bała-łzy zaczęły płynąć z moich oczu.
-Nie płacz Tara, jestem tu.
-I to mi właśnie przeszkadza-odezwał się znajomy mi głos, głos, który przyprawiał mnie o dreszcze.
-Mrok!-wykrzyknął Jack i podleciał do niego-Czego chcesz?!
-Żebyś odszedł i dał mi porozmawiać z Tarą.
-Czego od niej chcesz?!
-Co tak nerwowo Jack?
-Spokojnie Jack-wtrąciłam się-porozmawiam z nim-Jack popatrzał się na mnie pytająco-nic mi nie zrobi.
-Dobrze, ale pamiętaj, jestem niedaleko.
-Dobrze Jack-strażnik oddalił się od Mroka, a Czarny Pan podszedł do mnie – Co tu robisz? – zapytałam
-Kochana ty moja, przyszedłem cię ostrzec.
-Po pierwsze nie kochana, a po drugie ostrzec przed czym?
-Raczej przed kim. Przed Jackiem, on cię wykorzystuje Tara.
-Niby w jakim sensie.
-Chcę się z tobą zaprzyjaźnić bo nikt w niego nie wierzy. Kiedy już jednak mu się znudzisz, zostawi cię.
-On taki nie jest! – zaprotestowałam – Ty nic o nim nie wiesz.
-A ty wiesz? Jak długo go znasz?
-Może nie znam go zbyt długo, ale umiem rozróżnić dobrego przyjaciela od wrednego egoisty.
-On udaje przed tobą. Mnie zdradził, to ciebie też może.
-Jak to cię zdradził?
-Widzisz, kiedyś mieliśmy pracować razem, ale on wybrał strażników.
-Nie dziwię się mu. Ja zrobię podobnie. O cokolwiek byś mnie poprosił lub kazał, nie zrobię tego.
-Nie będziesz miała wyboru – Mrok złapał mnie za rękę i pokazał tatuaż. Półksiężyc zaczął się zapełniać – już tylko sześć dni ci zostało. Wykorzystaj je Taro – po tych słowach Mrok rozpłynął się. Już miałam podejść do Jacka, kiedy usłyszałam jakby rżenie konia. Obejrzałam się i zobaczyłam całe stado koni z moich snów.
-Uciekaj Tara!-wykrzyknął Jack, a ja zaczęłam biec w jego stronę-Wdrap się na drzewo, ja się nimi zajmę-wykonałam polecenie, a Jack zaczął walczyć z armią. Koni było jednak za dużo, Jack nie radził sobie. Musiałam mu pomóc. Zamknęłam oczy i skupiłam się. Nie mogłam teraz stracić kontroli.  Byłam spokojna. Już wiedziałam co zrobić. Zaczęłam zbierać wiatr wokół siebie. Był naprawdę silny. Jeszcze nigdy nie czułam się tak jak teraz. Byłam pewna że wiatr jest częścią mnie.
-Odsuń się Jack-krzyknęłam do chłopaka. On spojrzał się na mnie i po chwili rzeczywiście uciekł.
Otworzyłam oczy i  zaczęłam powoli unosić ręce do góry. Nade mną tworzyła się wielka trąba powietrzna. Skierowałam ją w kierunku armii Mroka. Z łatwością zdmuchnęła wszystkie rumaki. Potem powoli zaczęła niknąć. Zeszłam z drzewa i podeszłam do Jacka.
-Chyba cię nie doceniłem.
-Chyba nie – nagle zrobiło mi się strasznie słabo. W głowie tak strasznie zaczęło mi się kręcić że usiadłam na ziemi.
-Co ci Tara? – zapytał chłopak z troską.
-Myślę że muszę się przespać – Jack pokiwał porozumiewawczo głową, wziął mnie na ręce i uniósł się w powietrze. Nie wiem gdzie lecieliśmy. Nie zdążyłam nawet się go o to zapytać bo po chwili usnęłam. 

 

Rozdział V

Przykra  Prawda

 

Czasem warto upaść by zobaczyć kto cię złapie.
Nadal biegłam. Nie wiedziałam do kąt, ale nie mogłam  się zatrzymać. Łzy ciekły, a ja już nie wiedziałam co robić. Nie panowałam nad mocą, a to oznaczało że osoby w pobliżu mnie są zagrożone. Nie mogłam zbliżać się do nikogo, a tym bardziej przyjaźnić się.  Nawet z Jackiem.
Zatrzymałam siu, ponieważ nie słyszałam żeby ktoś biegł za mną. Obejrzałam się i zobaczyłam tylko śnieg. Zgubiłam go, ale jak wrócę teraz do jakiegoś cieplejszego miejsca? Spróbowałam przez chwilę o tym nie myśleć i ruszyłam w poszukiwaniu schronienia. Szłam powoli, wiatr był coraz silniejszy.
-Tutaj Tara! – usłyszałam znajomy głos. Rozejrzałam się i nagle ujrzałam przed sobą bardzo wysokiego i szczupłego mężczyznę, w czarnej szacie do ziemi i roztrzepanych czarnych włosach – Nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. Podejdź tu – Nie byłam przekonana do tego mężczyzny, a jednak coś we mnie podpowiadało mi że mam do niego podejść. Powoli ruszyłam w stronę nieznajomego. Gdy byłam już zaraz przy nim, lód pod moimi nogami zapadł się. Próbowałam się czegoś złapać, ale było za ślisko. Spadałam. Zamknęłam oczy i czekałam na śmierć. Nagle, upadłam.
Powoli otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w „pomieszczeniu” bez wyjścia. Nade mną powinna znajdować się dziura, tym czasem nade mną był jedynie lodowy sufit. Ktoś musiał mnie przenieść. Wstałam powili i zaczęłam szukać jakiegoś wyjścia. Nie było jednak nawet jakiejś malutkiej szpary, którą mogłabym się przecisnąć.
Witaj Tara – zza siebie, ponownie usłyszałam głos nieznajomego. Szybko się odwróciłam i ujrzałam przed sobą tamtego mężczyznę. Teraz mogłam wreszcie przyjrzeć się jego twarzy. Mężczyzna miał szare oczy, długo nos i biały, szyderczy uśmiech. Jego skóra była szara niczym popiół.
-Kim jesteś? – zapytałam
-Nazywam się Mrok. Powinnaś mnie skądś znać, czyż nie?
-Nie rozumiem.
-Od jakiegoś czasu nękam cię gdy śpisz…
-A więc to ty! To ciebie widuję w snach! To przez ciebie musiałam uciekać!
-To ty wybrałaś ucieczkę. Ja, tylko dałem ci powód.
-Po co?
-Bo musiałem, coś sprawdzić – Mrok przez chwilę milczał – Nie myliłem się – spojrzałam zdziwiona na Mroka – masz oczy zupełnie takie jak matka.
-Skąd o niej wiesz?!
-Spokojnie, spokojnie Tara. Rodzice przecież zawsze powtarzali ci abyś panowała nad gniewem.
-Zamilcz! – rzuciłam się na Mroka, ale ten rozpłynął się – Pokaż się tchórzu!
-Ja? Tchórz? – nie widziałam Mroka, a jedynie jego wielki cień – To ja tutaj panuję nad strachem Tara.  Znam wszystkie twoje lęki. Wiem że boisz się zranić nowego przyjaciela i stracić kogoś oprócz swoich rodziców. Wiem że boisz się swojej mocy, ale ja mogę ci pomóc.
-Możesz pomóc? – zapytałam, a cień nagle zmienić się w człowieka z krwi i kości.
-Tak, mogę, ale najpierw chcę opowiedzieć ci pewną historię. Widzisz, dawno temu, jeszcze w średniowieczu, żył sobie pewien młodu mężczyzna. Miał on dość spokojne życie. Miał dom i żonę, pracę, życie jakiego wtedy pragnął najbardziej. Niestety umarł na dżumę. Los jednak dał mu drugą szansę, a przynajmniej on tak myślał. Mężczyzna stał się strażnikiem strachu. Gdy już nauczył się panować nad mocą, postanowił spotkać swoją żonę. Nie zobaczyła go jednak. Nie wierzyła w niego, a gdy nie wierzy się w istotę wiecznieżywą, to się jej nie widzi. Mężczyzna się załamał. Pocieszyła go jedynie wieść, że jego żona jest w ciąży. Po ośmiu miesiącach urodziła się ich córeczka, Elizabeth. Mężczyzna dał jej dar, który był jej szczęściem i przekleństwem. Bowiem następne pokolenia tego dziecka miały być płci żeńskiej i miały nosić w sobie ten dar. Aż w końcu w jednej miała on być tak silny, że mogłaby czynić cuda.
-Ty byłeś tym mężczyzną?
-Tak – powiedział stanowczo – A ty jesteś potomkinią Elizabeth – nagle poczułam parzenie na nadgarstku. Odsłoniłam kurtkę i zobaczyłam czarny półksiężyc.
-Co mi zrobiłeś?!
-Ten znak to taki minutnik. Będzie odliczała czas do twoich urodzin. Wtedy będzie pełnia, a twoja moc będzie na tyle silna, byś przetrwała przemianę.
-Przemianę?!
-Nie mogę ci teraz wszystkiego zdradzić. Podpowiem ci tylko – Mrok podszedł do mnie i schylił się – że moc, jaką masz będzie mogła zabić Jacka Frosta – wyszeptał, a ja wzdrygnęłam się.
-Nie pozwolę ci go skrzywdzić.
-Ale to nie ja go skrzywdzę, lecz ty.
-Zostaw mnie! – krzyknęłam i odsunęłam się od Mroka – Zostaw mnie w spokoju! – nagle zebrał się wielki wiatr. Poczułam że zaczynam tracić kontrolę – Panuj nad mocą, panuj nad mocą.
-Tylko ja mogę ci pomóc, pamiętaj o tym i przemyśl sobie wszystko. Tylko ja ci zostałem – Mrok ponownie rozpłynął się, a ja myślałam że zaraz wybuchnę. Głowa tak strasznie mnie bolała. Wiatr naokoło mnie był tak silny, że zaczęłam unosić się w powietrzu.  Nie mogłam tego zatrzymać. Zamknęłam tylko oczy. Po chwili ktoś złapał mnie za rękę.  Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jacka.
-Zatrzymaj to Tara.
-Nie mogę.
-Spróbuj, ja w ciebie wierzę – parę łez popłynęło po mym policzku. Skupiłam się i odzyskałam kontrolę.  Zaczęliśmy powoli spadać na ziemię. Kiedy byliśmy już na dolę, mocno przytuliłam Jacka – Już dobrze.
-Nie odchodź, proszę.
-Już nigdy nie odejdę, już nigdy cię nie opuszczę.

 

Rozdział IV

Siedziba Northa

 

Uciekać jest najłatwiej, ale czasem trzeba zmierzyć się z tym co nas spotkało.
-Ale z kim? – zapytałam.
-Ze strażnikami, a właściwie to z Northem.
-Znaczy, z Mikołajem?
-Tak.
-Myślisz że on wie coś o moich zdolnościach?
Może. On wie dość dużo – Jack wziął swoją laskę i zarzucił mnie na swoje plecy -  trzymaj się. To będzie długi lot – po chwili znajdowaliśmy się w powietrzu. Nie byłam pewna gdzie Jack mnie zabiera, ale podejrzewałam że na Biegun Północny. W końcu lecimy do Świętego Mikołaja. Jestem bardzo ciekawa czy będzie on choć trochę przypominał Mikołaja, którego znają dzieci. Mikołaja, którego znam ja. Wtuliłam się mocno w plecy Jacka i powoli zaczęłam zamykać oczy. Po chwili, usnęłam.
Zaczęłam się budzić gdy poczułam bardzo zimny podmuch powietrza. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą śnieg i lodowce.
-Czy jesteśmy już na biegunie? – zapytałam
-Tak, a za chwilę będziemy przed bazą – odpowiedział Jack. Miałam naprawdę durzą nadzieję że za moment znajdziemy się w jakimś budynku, bo było mi strasznie zimno. Kurtka, którą miałam na sobie nie była zbyt ciepła. Nie miałam nawet czapki ani rękawiczek.  Starałam się jeszcze bardziej wtulić w Jacka, ale to nic nie dało. On był tak samo zimny. Ciekawe jak to jest nie czuć zimna?
Po jakiś pięciu minutach Jack wylądował. Stanęłam na śliskiej tafli lodu i spojrzałam na budynek, znajdujący się przede mną. Był bardzo durzy, wręcz ogromny. Był położony na ogromnym lodowcu. Cały był w kształcie półkola, a brązowy kamień pokrywał zewnętrzne ściany. Budynek był bardzo ładny. Jack wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę wejścia. Otworzył wielkie, brązowe drzwi i gestem zaprosił mnie do środka. Powoli weszłam do budynku i wreszcie poczułam ciepło. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam przyglądać się Sali, w której się znajdowałam. Ściany były zrobione z czarnego kamienia, a podłoga z drewna sosny. Na środku pokoju znajdował się wielki,  glob, a na nim świeciło się tysiące lampeczek. Glob zajmował większą część pomieszczenia. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonków za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam malutkie stworki, ubrane w wielkie czerwone czapki z dzwonkami na czubku. Wyglądały bardzo przyjaźnie. Musiały to być elfy. Zaraz za nimi pojawiły się wielkie, włochate yeti. Ni wiedziałam że Mikołajowi pomagają yeti?
-Jack! – usłyszałam zza siebie. Obejrzałam się i zobaczyłam wysokiego, grubszego mężczyznę, z białymi włosami, długą białą brodą oraz wąsami, również białymi. Ubrany był w czerwony sweter, czarne, długie spodnie, brązowe buty i bordowy pas. Na prawej ręce miał wytatuowany napis „Niegrzeczne”, a na lewej „grzeczne”. – widzę że kogoś nam tu przyprowadziłeś.
To jest Tara – przedstawił mnie chłopak.
-Miło mi poznać. Nazywają mnie Mikołajem ,ale jestem Nicolas North – także przedstawił się mężczyzna i wyciągnął rękę w moją stronę.
-Mi również – także wyciągnęłam dłoń do Northa i uścisnęłam ją.
-Musimy porozmawiać North – powiedział Jack – na osobności – North kiwnął porozumiewawczo głową i razem z Jackiem ruszył w stronę sąsiedniego pokoju – Zaczekaj tu Tara.
-Dobrze – Jack wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Zostałam sama, ze zgrają dziwnych stworzeń, których w ogóle nie znałam. Usiadłam na podłodze i zdjęłam kurtkę. Teraz byłam ubrana w niebieskie jeansy, szary golf, niebieską bluzę i czarne, zimowe buty. Większość tych rzeczy znalazłam na śmietniku. Były bardzo zniszczone, ale musiały wystarczyć. Nie kupowałam ubrań po pieniądze, które zarobiłam śpiewając, wydawałam na jedzenie.
Po kilku minutach ponownie usłyszałam dzwonek elfa. Mały, przyjazny stworek stał przede mną z talerzem ciasteczek i szklanką mleka.
-To dla mnie? – zapytałam, a elf uśmiechnął się jeszcze szerzej niż przedtem i podał mi jedzenie – dziękuję ci – odebrałam talerz i szklankę i zaczęłam jeść ciastka. Byłam dość głodna, więc nie narzekałam. Gdy skończyłam jeść i pić z pokoju wyszedł Jack i North.
-Nie umiem wyjaśnić twoich zdolności – powiedział North - ale sądzę że powinnaś o nich zapomnieć i wrócić do domu.
-Myślisz że są złe? – zapytałam
-Nie mam pewności.
-Ale czy kiedyś się dowiem dlaczego je mam?
-Nie wiem – powiedział North ze smutkiem.
-A więc spróbuję zapomnieć – powiedziałam również ze smutkiem. Niespodziewanie usłyszałam słowa:
-Nie słuchaj ich. Masz moc, wykorzystaj ją.
-Co?
-Coś się stało Tara? – zapytał Jack.
-Wy tego nie słyszycie? – zapytałam zdziwiona, a Jack i North pokręcili przecząco głowami.
-Użyj mocy – ponownie usłyszałam tajemniczy głos.
--Wynoś się z mojej głowy! – wykrzyknęłam, a wszyscy popatrzeli na mnie ze zdziwieniem.
-Tara, wszystko na pewno dobrze? – zapytał North – może powinnaś iść do lekarza?
-Myślisz że zwariowałam?!
-To nie tak Tara – próbował się usprawiedliwić North
--Patrzycie na mnie tak samo jak przyjaciele kiedy zobaczyli co potrafię. Myślałam że ,mnie zrozumiecie. Ale nie!
-Tara, uspokój się – powiedział Jack. Dopiero po jego słowach zorientowałam się że wszystkie przedmioty w pomieszczeniu unosiły się w powietrzu. Wtedy uspokoiłam się i postawiłam przedmioty na podłogę.
-Przepraszam – powiedziałam ze łzami w oczach i rozpłakałam się. Szybko założyłam kurtkę i wybiegłam z siedziby Northa.
-Zaczekaj Tara! – próbował zatrzymać mnie Jack, ale nadal biegłam i starałam się nie poślizgnąć na zimnej śliskiej lodu – Tara stój!
-Zostaw mnie w spokoju! – ryknęłam, a Jack poleciał prosto na lodowiec, odbił się od niego i stracił przytomność – nie panuję nad tym – wymamrotałam – nie panuję – otarłam łzy z policzków i pobiegłam dalej.

 

Rozdział III 


Strażnik zabawy



Czasami nasze najskrytsze tajemnice, ujawniamy tylko przed osobą w podobnej sytuacji.
Widzisz mnie - zapytał ponownie chłopak. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Czemu miała bym go niby nie widzieć?
-Oczywiście że tak! Myślisz że tak dziwnego nastolatka da się nie zauważyć?!
-Ale, ale ile ty masz lat?
-Wybacz, ale mama ostrzegała mnie przed nieznajomymi - odwróciłam się i zaczęłam odchodzić od nastolatka.
-Zaczekaj, proszę! - nie wiem czemu ale żeczywiście zatrzymałam się na dźwięk tych słów. Odwóciłam się stanowczo do nieznajomego i już miałam odpowiedzieć na jego pytanie, kiedy ponownie dostałam śnieżką. Wytarłam lodowaty śnieg z twarzy i ponownie podeszłam do chłopaka.
-Więc tak chcesz się bawić? No to proszę - żuciłam się na chłopaka i zaczęłam obsypywać go śniegiem. Nawet się nie spostrzegłam gdy do zabawy dołączyły się tamte dzieci. Teraz wszyscy tarzaliśmy się w śniegu. Dawno tak świetnie się nie bawiłam.
Po parunastu minutach zabawy w śniegu byliśmy cali mokrzy. Wstaliśmy więc ze śniegu i otrzepywaliśmy się na wzajem. Właśńie otrzepywałam małą blondynkę kiedy ta mi się przedstawiła.
-Jestem Sophie Bennet.
-Ja jestem Jamie Bennet - podbiegł młodszy chłopak i również mi się przedstawił.
-Nazywam się Tara Black.
-Bardzo ładnie - powiedział białowłosy i podszedł do nas.
-A ty? Jak się nazywasz komiku?
-Jestem Jack Frost.
-Ciekawe nazwisko.
-To powiesz mi wreszcie ile masz lat?
-16.
-Niesamowite.
-Ale co?
-To że mnie widzisz.
-A nie powinnam?
-Nie, tylko - chłopak przerwał - jesteś trzecim człowiekiem jaki mnie widzi. Najstarszym z resztą.
-Ale dlaczego?
-Bo widzisz, ja jestem strażnikiem zabawy. Jest więcej takich jak ja. Każdy z nas w jakiś sposób chroni pomaga dziecią. Każdy z nas ma również swoje "zdolności". Ja na przykład kontroluję zimno. Wszystkich nas wybrał księżyc.
-Czekaj czekaj. Jakich nas?
-Strażników Marzeń. Należę do nich ja, North, czyli Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka, Piaskowy Ludek i Wielkanocny kangur, jeśli wolisz zając.
-Czyli chcesz mi powiedzieć że nierealni bohaterowie małych dzieci tworzą Strażników Marzeń i chronią nas wszystkich, tak?
-Dokładnie wszystkich którzy w nich wierzą ale mniej więcej tak.
-Sory, ale ja tego nie kupuję.
-Udowodnię ci to - nastolatek podszedł do drzewa, które stało zaraz obok nas i podniósł opartą o nie laskę - Teraz patrz - chłopak dotknął laską drzewa, a ono w momencie zostało oszronione pięknymi wzorkami.
-Jak ty to?
-Potrafię o wiele więcej. Jeśli zostaniesz ze mną jeszcze troszkę, to wszystko ci pokarzę.
-Jack - odezwał się Jamie - nie chcę ci przerywać, ale zaraz mamy z Sophie być w domu.
-Odprowadzimy was - zaproponowałam. Dzieciaki ucieszyły się i od razu ruszyliśy.
Po około piętnastu minutach byliśmy pod domem dzieci. Rodzeństwo uściskało Jacka na porzegnanie i weszło do domu. Teraz byliśmy tam sami.
-Więc, co jeszcze potrafisz? - zapytałam.
-Złap mnie za szyję.
-Po co?
-Zobaczysz - wykonałam polecenia Jacka, a on po chwili uniusł się w niebo.
-Niesamowite.
-Czyż nie.
-Dobra, teraz na pewno ci wierzę - umiejętności nastolatka bardzo mi zaimponowały. Może i ja powinnam pokazać mu co potrafię? - Jack, czy możemy polecieć gdzieś dalej? Chcę ci coś pokazać.
-Jasne. Trzymaj się - Chłopak podleciał jeszcze wyżej i ruszył spowrotem w stronę lasu.
Po paru minutach wylądowaliśmy w lesie, tam gdzie miało miejsce nasze spotkanie.
-Więc, co mi chciałaś pokazać - odetchnęłam. zamknęłam oczy i wyobraziłąm sobie wiatr. Po chwili poczułam jak powiew powietrza musnął mój policzak. Zacisnęłam pięści, a wiatr stał się silniejszy. Zaczęłam podnosić powoli ręce, a razem z tym wiatr podnosił płatki śniegu z ziemi. Poczułąm jak jeden z nich wylądował mi na nosie. Byłam pewna że to wystarczy Jackowi. Otworzyłam oczy, a wszystko w momencie ustało. Jack patrzał na mnie ze zdziwieniem. Nic nie mówił, ani nie robił. Przypatrywał się tyljko. Po chwili ciszy powiedział:
-Musisz z kimś porozmawiać.

Rozdział II

Miasto zimy

Często coś nas do czegoś przyciąga. Czy musimy posłuchać serca, czy rozumu?
Zimny podmuch powietrza obudził mnie z głębokiego snu. Otworzyłam oczy, a na nosie zobaczyłam płatek śniegu. Spojrzałam w górę i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę gdzie jestem.  Znajdowałam się na północ od miasteczka wiecznej zimy „Burgess”. Był 3 grudzień. Już tyle wędruje po świecie. Coś, nie mam pojęcia co nie daje mi wrócić do domu. Mam też dziwne sny od, tego fatalnego dnia. Każdej nocy śni mi się to samo. Czarne, wychudzone konie o żółtych ślepiach biegną w moją stronę. Próbuję uciekać, ale ktoś łapie mnie za rękę. Potem się budzę. Nigdy nie widzę twarzy tej osoby.
Znajdowałam się w małej, opuszczonej leśniczówce, głęboko w lesie. Była bardzo zaniedbana. Dach miał wielką dziurę, a podłoga o mało się pode mną nie zapadła. Okien nie dało się otwierać, a drzwi nie było wcale.  Wstałam ze starego, zniszczonego łóżka. Zajrzałam do plecaka, i wyjęłam z niego paczkę sucharów. Tylko pięć, pięć sucharów zostało mi na dojście do Burgess. Musiało wystarczyć.  Wyciągnęłam również mój czarny, skórzany portfel i zaczęłam liczyć pieniądze. Zostało mi 100$. Za te pieniądze musiałam uzupełnić zapasy w Burgess. Schowałam portfel z powrotem do plecaka. Włożyłam starą, zniszczoną kurtkę, którą znalazłam miesiąc temu na śmietniku, założyłam plecak i wyszłam z budynku.
Po trzech godzinach drogi, przekroczyłam bramę Burgess. Całe miasto było już bardzo zaśnieżone. Śnieg sięgał mi za kolana. Z trudem doszłam do odśnieżonych chodników. Od razu zauważyłam sklepy, cały rząd sklepów. Weszłam do jednego z nich i zaczęłam zakupy.
Podeszłam do kasy sklepowej. Ekspedientka zaczęła kasować artykuły, a ja spojrzałam na zegarek wiszący nad ladą. Wskazywał 12.15. Nagle moją uwagę przyciągną obiekt za szybą. Nie zdążyłam się mu przyjrzeć, ponieważ przemknął bardzo szybko. Zdawało mi się jednak że to był chłopak…
-86$-ekspedientka wyrwała mnie z przemyśleń.
-Już daję-wyciągnęła z portfela pieniądze i podałam kobiecie. Zaczęłam pakować zakupy do plecaka.
-Poczeka pani chwilę? Muszę iść rozmienić.
-Oczywiście-kobieta wyszła zza lady i podeszła do innego pracownika. Ja w tym czasie dalej się pakowałam.
-Już mam-ekspedientka podała mi resztę.
-Dziękuję, do widzenia. 
-Do widzenia.
Skoro zapasy były uzupełnione mogłam po przechadzać się po mieście.  Ruszyłam w stronę centrum. Wszystko tutaj było takie zadbane. Każdy budynek był odnowiony, każdy domek ładnie pomalowany. Dzieci biegały rzucając się przy tym śnieżkami. Jednym słowem było to bardzo szczęśliwe miasto.
Przechodziłam właśnie obok wielkiego lasu, gdy usłyszałam jakiś głos.
-Tara-wabił mnie. Chciał żebym za nim poszła. Nie wiem czemu, ale go posłuchałam. Weszłam do lasu i zaczęłam kierować się w stronę głosu. Wszystkie drzewa były pięknie oszronione. Las wyglądał jak zaczarowany. Szłam dalej i oglądałam jego piękno. Nawet się nie spostrzegłam kiedy znalazłam się mniej więcej w jego środku. Głos był coraz głośniejszy. Miałam już zacząć do niego biec, kiedy usłyszałam głos bawiących się dzieci. Odwróciłam się i ujrzałam dwójkę dzieci. Biegały na polanie i rzucały się śnieżkami. Jednym z dzieci był chłopiec. Wyglądał na dziewięć, dziesięć lat. Miał brązowe, rozczochrane włosy. Druga była młodsza od niego dziewczynka. Ona miała długie, blond włosy. Zdjęłam plecak  i zaczęłam się im przyglądać z bliska. Nagle, z drzewa skoczył ktoś jeszcze. Był to nastolatek. Był wysoki, miał bardzo jasną cerę, można powiedzieć że nawet białą. Jego włosy były również białe. Jego twarz była idealna, bez żadnych skaz. Jego oczy, były przepiękne. Przypominały niebieską taflę lodu, a na niej płatki śniegu. Miał może, siedemnaście lat. Był ubrany w niebieską bluzę z kapturem, brązowe, obcisłe spodnie i but… Nie chwila, on nie miał butów! Co za idiota nie zakłada butów w zimę?! Chciałam podejść do niego bliżej i zapytać czy jego głupota jest dziedziczna, ale niespodziewanie dostałam śnieżką prosto w twarz. Straciłam równowagę i upadłam. Wszyscy zaczęli się śmiać co mnie jeszcze bardziej rozgniewało. Wstałam ze śniegu i podeszłam do nastolatka.
-To nie jest zabawne!-wykrzyczałam mu prosto w twarz-nie jesteś przypadkiem za durzy na takie zabawy?-chłopak nie odpowiedział. Stał tylko i wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem. W pewnym momencie zapytał:
-To, to ty mnie widzisz?



 

Rozdział I

Kim jestem?

Czasami nasze życie, może się zmienić w jednej chwili. Na lepsze, lub odwrotnie.
 
 
-Tara! -znajomy głos obudził mnie z rana. Zaczęłam powoli otwierać oczy. Tak jak się spodziewałam ujrzałam przed sobą szczupłą, bardzo wysoką osobę, o brązowych włosach i oczach - Spuźnisz się na śniadanie śpiochu.
-Gaj mi jeszcze minutkę Stella.
-Jak się spóźnisz, to nie będzie moja wina - Stella zaczęła się oddalać. Odetchnęłam i położyłam się znów na łóżku. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Ściany były pomalowane na ciemny odcień zieleni, sufit był biały, a wiszący na nim mały żyrandol wyglądał na bardzo stary.  Zniszczone okna, które prawie się nie otwierały, już na pewno były bardzo stare.
Postanowiłam już wstać żeby się rzeczywiście nie spóźnić na to śniadanie. Wstałam powoli, włożyłam moje kapcie w kształcie króliczków i podeszłam do lustra. Zobaczyłam w nim wysoką, grubszą postać. Miała szare oczy i krótkie, brązowe włosy. Cerę miała bardzo bladą. Jestem rzeczywiście dziwną szesnastolatką. Podeszłam do szafy i wzięłam kilka ubrań, z którymi poszłam później do łazienki by się umyć i przebrać.
Po dziesięciu minutach wyszłam, już przebrana z łazienki. Miałam teraz na sobie czarną bluzkę z napisem "Linkin Park" i podobizną zespołu, szare, krótkie spodnie z dziurami  i czarne glany.
podeszłam do mojej szafki i wyjęłam z niej wisiorek w kształcie czarnego konia z żółtymi oczami. Wisiorek ten był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Moja mama dała mi go na ósme urodziny. Ja zrobię tak samo.
Założyłam wisiorek i wyszłam na balkon. Znajdowałam się na obrzeżach  Los Angeles, w pensjonacie "Lawenda". Nasz pokój był bardzo mały. Jedynym plusem był widok z balkonu. Widać było z niego całe centrum Los Angeles. Jestem bardzo ciekawa jak to jest mieszkać w wielkim mieście. Od urodzenia żyję w małym i deszczowym miasteczku Forks.  Tu, w Los Angeles jest dużo ciekawiej.
Wyszłam z balkonu i zerknęłam na telefon. 8.45, 10 lipiec 2013 roku. Stella zabrała mnie i kilkanaście innych osób na kilkudniową wycieczkę. Zostały już tylko dwa dni. Dziś miało być ognisko. Lubię zapach dymu i widok ognia. Uspokaja i relaksuje mnie to.
-Idziesz Tara?!-zapytała ze zniecierpliwieniem Stella.
-Jasne-odparłam i obie wyszłyśmy z  pokoju.
 
Kilkanaście godzin później
 
Nadeszła pora na ognisko. Wszyscy usiedliśmy na ławkach wokół paleniska i zaczęliśmy śpiewać różne piosenki. Potem, tata Stelli rozpalił ognisko. Zaczęłam wpatrywać się w płomienie. Miałam dziwne wrażenie że płomienie zaczynają przybierać kształt koni, takich jak mój wisiorek. Gdy oczy zaczęły mnie boleć, zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, nie byłam już przy ognisku. Stałam w jakimś ciemnym pomieszczeniu, całkiem sama. Niespodziewanie, poczułam zimny dotyk jakiejś osoby, oraz jego słowa:
-Już niedługo Tara, już niedługo.
Jeszcze raz zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam znów znalazłam się przy ognisku. Wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli. Nie wiedziałam o co im chodziło. Łzy pojawiły się w moich oczach. Wstałam i pobiegłam szybko do swojego pokoju.
Otworzyłam drzwi i upadłam na łóżko. Nie wiem czemu łzy leciały mi z oczu, jak deszcz z chmur. Nagle do pokoju weszła Stella.
-Jak ty to zrobiłaś Tara?-zapytała
-Ale co?
-To ty nie wiesz-dopytała z niedowierzaniem.
-Nie-odparłam płacząc przy tym.
-Gdy zamknęłaś oczy, zebrał się wiatr. Ławki zaczęły latać wokół ciebie, a gdy otworzyłaś oczy, upadły-nie dowierzałam w to co się stało. Wstałam z łóżka i zaczęłam pakować parę najważniejszych rzeczy-Gdzie idziesz?
-Nie mogę tu zostać.
-I co zrobisz? Uciekniesz?
-Nie mam wyjścia-wzięłam plecak, uścisnęłam Stellę na pożegnanie i wyszłam w biegu z pokoju. Biegłam bardzo szybko. Nie zatrzymywałam się. Teraz tylko jedno pytanie mnie obchodziło-Kim jestem?

12 komentarzy:

  1. Ciekawie sie zapowiada, bede zagladac tu codziennie majac nadzieje, ze wstawilas nowy rozdzial.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak pisalam, zagladam tu codziennie i sie ucieszylam gdy zobaczylam 2 rozdzial, ale moglby byc dluzszy. 2 rozdz. jest super i nie moge sie doczekac co bedzie dalej, czekam zniecierpliwoscia na nastepny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to kilka błędów językowych i ortograficznych, ale każdemu się zdarza, a zwłaszcza trudno przestrzegać zasad, jeśli jest się zaaferowanym treścią bloga, czyż nie? Wiem z doświadczenia. :-) Ogólnie podoba mi się treść i pomysł. Będę Cię tutaj odwiedzać i mam nadzieję, że nie zabraknie Ci weny, a przede wszystkim ochoty. Życzę dalszych sukcesów! :-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję wam. Nie sądziłam że ktokolwiek będzie czytał mojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super blog kiedy 4 rozdział bo nie mogę się doczekać ;D ??:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety 4 rozdział dopiero po dwudziestym czwartym:-(

      Usuń
  6. Kiedy bedzie nastepny rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
  7. Postaram się wstawić jutro ale nie wiem czy dam radę bo idę na pogrzeb.

    OdpowiedzUsuń
  8. Długo nie było rozdziału. Ale teraz tu weszłam i zobaczyłam następny... Długo też nie wstawiałam nczego na własnego bloga. Jednak ten widok dał mi potężny power, a kiedy sobie to uświadomiłam, poczułam wewnętrzne ciepełko. I dlatego muszę Ci podziękować za kolejny ciekawy wpis. Zaraz, jak dokończę czytać, piszę post na HR. Masz we mnie wierną czytelniczkę. No i przepraszam, że ci tu wypisuję takie bzdety od rzeczy. :-))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Po doczytaniu...
    *******************
    Tak też myślałam, że Pitcha i Tarę łączą więzy krwi, i to nie tylko ze względu na nazwisko, ale choćby te wszystkie zdarzenia. No i to wzruszenie na koniec... :,)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem strasznie ciekawa co bedzie dalej. :) :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń